Archiwum

Chcą odłączyć Wyspę Sobieszewską. Tylko jak?

Waldemar Skamaj (Fot. Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta)

Od tygodni media żyją odłączeniem się Wyspy Sobieszewskiej od Gdańska. Inicjatorem akcji jest Waldemar Skamaj, który przedstawia się jako prezes Lokalnej Organizacji Turystycznej. Problem w tym, że organizacja nie jest nawet zarejestrowana.

Poza prezesem trudno znaleźć entuzjastów referendum. Ciężko też ustalić, kto tworzy LOT. Prezes Skamaj jednak uparcie powołuje się na „głos ludu”. – To tak naprawdę nie jest moja inicjatywa, ani LOT-u, tylko mieszkańców, z którymi wielokrotnie rozmawiałem, m.in. w czerwcu na spotkaniu Pawła Adamowicza z mieszkańcami Sobieszewa i których teraz reprezentuję – mówi Skamaj. To on wręczył wtedy prezydentowi Gdańska petycję w sprawie budowy nowego mostu lub przebudowy istniejącego. Podpisało się pod nią stu mieszkańców. – Wyspa Sobieszewska przez władze Gdańska traktowana jest po macoszemu, na czym cierpią mieszkańcy oraz branża turystyczna.
Most to jeden z odwiecznych problemów wyspy. Nasilił się właśnie w czerwcu, kiedy doszło do uszkodzenia, a mieszkańcy zostali odcięci od reszty miasta. Teraz ruch komunikacyjny już wrócił, ale bez ciężarowego. 

Waldemar Skamaj, który mieszka w gdańskiej dzielnicy Piecki-Migowo, a z wyspą – jak mówi – łączy go branża turystyczna oraz powstający w Przejazdowie hotel, spotkań z mieszkańcami na razie nie planuje.

- Wolę rozmowy w cztery oczy – mówi „Gazecie”. – Na razie przedstawiamy „głos ogólny”, nie ma też jeszcze decyzji w sprawie referendum. Liczymy, że dojdziemy z miastem do porozumienia. Ale nie zawahamy się pójść drogą odłączenia od Gdańska na rzecz Pruszcza Gdańskiego, jeżeli stosunek magistratu do Wyspy Sobieszewskiej się nie zmieni. Potrzebujemy tylko trochę czasu, by przekonać tych niezdecydowanych.

Gdańsk groźbami się nie przejmuje i przyznaje, że na budowę mostu na razie pieniędzy nie ma. Najwcześniej – za cztery lata. Koszt: 77 mln zł, przy czym unijne dofinansowanie może wynieść 85 proc. Ale wcześniej inwestor musi wyłożyć całą kwotę. Koszt inwestycji przewyższa jednak dochody gminy Pruszcz Gdański, które wynoszą obecnie 73 mln zł (wydatki 97 mln zł). Ale to nie wszystko.

- Przy wszystkich minusach, odłączenie od Gdańska nie byłoby korzystne, bo gminy Pruszcz nie stać nie tylko na budowę mostu, ale na utrzymanie komunikacji miejskiej, w tym autobusów do centrum Gdańska, szkół i przedszkola, 170 lokali komunalnych, domu kultury czy przychodni zdrowia, której budynek należy dziś przecież do miasta Gdańsk – wylicza Monika Leńska, przewodnicząca zarządu osiedla Wyspa Sobieszewska, które sprzeciwiło się organizacji referendum.

- Większość mieszkańców, a także władze samego Pruszcza, o akcji pana Skamaja dowiedziała się z mediów. Zaprosiliśmy tego pana na spotkanie, ale się nie pojawił. Kompletnie nie rozumiem tej całej burzy medialnej, tym bardziej, że nikt nie zastanawia się, jaki mandat do wypowiadania się w imieniu mieszkańców ma pan Skamaj.

Dystansuje się także gmina Pruszcz. Wójt Magdalena Kołodziejska: – Jestem przekonana, że w tym całym sporze niekoniecznie chodzi o zmianę granic, a większe zmobilizowanie władz miasta, dlatego nie zastanawiamy się nad konsekwencjami. Tym bardziej że wydaje się, iż chęć ogłoszenia referendum nie jest głosem mieszkańców.

Koszt ewentualnego referendum to ponad 500 tys. zł. By głosowanie było ważne, musiałoby wziąć w nim udział 30 proc. mieszkańców Gdańska.

Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto
Wydrukuj, zapisz, podziel się z innymi:

Comments are closed.